Strona g³ównaGaleriaOpracowaniaLinki

 

DANTE ALIGHIERI - "BOSKA KOMEDIA"

przek³ad: Alina ¦widerska

 

Piek³o                Czy¶ciec                Raj

 

 

CZY¦CIEC

 

PIE¦Ñ I

PIE¦Ñ II

PIE¦Ñ III

PIE¦Ñ IV

PIE¦Ñ V

PIE¦Ñ VI

PIE¦Ñ VII

PIE¦Ñ VIII

PIE¦Ñ IX

PIE¦Ñ X

PIE¦Ñ XI

PIE¦Ñ XII

PIE¦Ñ XIII

PIE¦Ñ XIV

PIE¦Ñ XV

PIE¦Ñ XVI

PIE¦Ñ XVII

PIE¦Ñ XVIII

PIE¦Ñ XIX

PIE¦Ñ XX

PIE¦Ñ XXI

PIE¦Ñ XXII

PIE¦Ñ XXIII

PIE¦Ñ XXIV

PIE¦Ñ XXV

PIE¦Ñ XXVI

PIE¦Ñ XXVII

PIE¦Ñ XXVIII

PIE¦Ñ XXIX

PIE¦Ñ XXX

PIE¦Ñ XXXI

PIE¦Ñ XXXII

PIE¦Ñ XXXIII

               PIE¦Ñ IX

 

Sen przed¶witowy. U wrót czy¶æca. Otwarcie bramy.

 

 
1

   Ju¿ mi³o¶nica dawnego Tytana

 

pierwszym promieniem ja¶nia³a na wschodzie

 

z objêæ kochanka powstaj±c ¶wietlana.

4

   Per³y dodaj± blasku jej urodzie

 

ponad jej czo³em ja¶niej±c w postaci

 

tworu, co ¿±d³em jadowitym bodzie.

7

   Ju¿ noc swych kroków na niebios po³aci

 

dwa uczyni³a nad ¶wiatem co drzemie,

 

i w trzecim w³a¶nie czarne pióro traci.

10

   Ja com mia³ z sob± Adamowe brzemiê,

 

tam, kêdy razem w piêciu¶my spoczêli,

 

snem siê zmo¿ony osuwam na ziemiê.

13

   O tej godzinie, gdy ¶wit niebo bieli,

 

a jaskó³eczka siê pierwszym ¶wiergotem

 

ozwie, podobna têsknej Filomeli,

16

   i kiedy dusza (co jej ci꿱 potem

 

okowy zmys³ów) wolniejsza od cia³a,

 

rajskie widzenia ¶mia³ym miewa wzlotem:

19

   orlicê we ¶nie widzê, co siê zda³a

 

bujaæ na niebie z³ocistymi pióry

 

i lot potê¿ny z wolna opuszcza³a,

22

   jak mi siê widzi, na szczycie tej góry,

 

kêdy Ganimed zosta³ uniesiony

 

do konsystorza najwy¿szej struktury.

25

   I patrz±c, my¶lê: zali swymi szpony

 

jakow±¶ zdobycz chwyciæ tu zamierza,

 

innymi ¶wiata pogardzaj±c strony?

28

   Wtem zda³o mi siê, ¿e na mnie uderza

 

jak b³yskawica z góry i porywa

 

tam, gdzie siê ogieñ niebieski rozszerza.

31

   Ju¿ nas spiekota ogarnia ¿arliwa

 

i choæ z³udzeniem jest, taka siê wyda

 

podobna prawdzie, i¿ sen mój przerywa...

34

   A nie inaczej ockn±³ siê Pelida

 

spojrzeniem wodz±c doko³a zdumionym,

 

gdy ucieka³a z nim macierz Tetyda

37

   przed srogim niegdy¶ uchodz±c Chironem,

 

i gdy w objêciu matki ¶pi±cy le¿a³,

 

nim na wysp wieñcu skry³a go zielonym,

40

   ni¼li ja, gdy miê sen nagle odbie¿a³

 

¶wiat³o¶æ znienacka przywracaj±c oku,

 

a strach siê lodem w ¿y³ach mych rozszerza³.

43

   Ju¿ pocieszyciel tylko przy mym boku,

 

s³oñce na niebie dwie godziny znaczy,

 

a twarz zwrócon± mam do morza stoku.

46

   - Nic siê nie lêkaj - rzek³ mistrz, gdy obaczy,

 

¿e nie ¶piê - ju¿ siê do celu zbli¿amy;

 

nie traciæ ducha, wzmóc go trzeba raczej.

49

   Przyby³e¶ teraz do czy¶æcowej bramy,

 

widzisz wa³, co go doko³a ochrania?

 

Tam, kêdy wy³om, tamtêdy wej¶æ mamy.

52

   Niedawno temu, w godzinie ¶witania,

 

gdy duch twój s³odkim zdjêty by³ u¶pieniem

 

w¶ród kwiecistego doliny pos³ania,

55

   niewiasta przysz³a: £ucja mym imieniem

 

- rzek³a - dozwólcie mi zabraæ onego

 

i gdzie wskazano, z onym pój¶æ brzemieniem.

58

   Sordel i tamci dalej dróg swych strzeg±,

 

ciebie pod górê wznios³y jej ramiona,

 

gdy dzieñ wzszed³: za ni± w ¶lad me stopy bieg±.

61

   Tu ciê z³o¿y³a; potem u¶miechmona

 

drogê mi wska¿e cudnymi oczyma,

 

i wraz odeszli ciebie: sen i ona.

64

   Jako ten, czyj± my¶l zw±tpienie trzyma,

 

kiedy za¶ prawda przed nim siê ods³oni,

 

ju¿ niepokoju w sercu jego nie ma,

67

   tak jam siê zmieni³; ów za¶, co miê chroni

 

od wszego z³ego, szed³ na ska³ okraje,

 

a w ¶lady za nim i mój krok pogoni.

70

   ...Tu, czytelniku, widzisz, jak siê staje

 

coraz wznio¶lejsza pie¶ni mej osnowa,

 

wiêc nie dziw, ¿e jej kunszt wiêkszy przydajê...

73

   Zbli¿yli¶my siê, gdzie brama czy¶æcowa:

 

to, co z daleka jeno siê wyda³o

 

szczelin± skaln±, kêdy siê cieñ chowa,

76

   bram± zawart± wnet siê okaza³o;

 

trzy do niej stopnie ró¿nobarwne wiod±,

 

za¶ u ich szczytu postaæ widzê bia³±.

79

   I, jako promieñ odbity nad wod±

 

¼renice razi brylantow± strza³±,

 

tak miecza b³yski s± dla wzroku szkod±.

82

   Gdy w lica spojrzeæ próbujê nie¶mia³o,

 

olsn± me oczy, taki blask niezmierny

 

szed³ od oblicza, co w górze ja¶nia³o.

85

   - Czego tu chcecie? - rzecze on od¼wierny. -

 

Kto was tu przywiód³? Strze¿cie siê, a¿eby

 

nie by³ z³y skutek ¶mia³o¶ci nadmiernej.

88

   - Pos³anka ¶wiêta a¿ od rajskiej gleby -

 

pan mój odpowie - co nas wziê³a w pieczê,

 

rzek³a nam: tu drzwi przed górnymi nieby.

91

   Na to uprzejmy wrótnik sam odrzecze:

 

- I kroki wasze dobrze skierowa³a,

 

niech siê wiêc wej¶cie wasze nie odwlecze.

94

   Pierwszego z onych stopni tafla bia³a

 

tak wyg³adzona by³a jak marmury,

 

i¿by siê przejrzeæ mo¿na w niej bez ma³a.

97

   Drugi mia³ kolor tak ciemnej purpury,

 

¿e prawie czarny w oczach mi siê mieni,

 

rysami spêkan od do³u do góry.

100

   Trzeci, najwy¿szy, ¿ywo siê czerwieni,

 

niby krew jasna, gdy wytry¶nie z ¿y³y,

 

do porfirowych podobien kamieni.

103

   Na tym ostatnim wsparte stopy by³y

 

tego, co siedzia³ w progu anio³ bo¿y

 

na taflach, co siê jak dyjament skrzy³y.

106

   £atwo siê krok mój na stopniach u³o¿y,

 

gdy mistrz za rêkê wiedzie miê i powie:

 

- Ub³agaj kornie, niechaj drzwi otworzy.

109

   Do nóg jasnemu upad³em duchowi,

 

by nam czy¶æcowe otworzy³ posady,

 

bij±c w pier¶ jako trzeba grzesznikowi.

112

   Ten ostrzem swojej promienistej szpady

 

siedem P wprzód mi naznaczy³ u czo³a,

 

mówi±c: - Tam niech ci one zmyj± ¶lady.

115

   Potem spod szaty koloru popio³a

 

dwa klucze doby³, co je mia³ przy pasie,

 

jeno je kry³a sukni szarej po³a.

118

   Jeden ze srebra, drugi z³oty zasiê:

 

pierwszy obróci w zamku, potem wtóry,

 

i drzwi w nied³ugim siê otwar³y czasie.

121

   - Je¿eli z kluczy tych zawiedzie który -

 

rzek³ potem - na nic wêdrówka na szczyty,

 

bo nie otworzy siê droga do góry.

124

   Tamten cenniejszy, lecz niepospolitej

 

wymaga sztuki ten, gdy drzwi odmyka,

 

zanim sprê¿yny dotknie siê ukrytej.

127

   Od niebieskiego dzier¿ê je klucznika,

 

i raczej zbytnia zwie¶æ miê ma ochota,

 

ni¿bym odtr±ci³ od wrót pokutnika.

130

   Te mówi±c s³owa, pchn±³ otworem wrota

 

i rzecze: - Wejd¼cie! - Lecz pomnieæ nale¿y,

 

i¿ wraca, kogo tam odbiegnie cnota.

133

   Wonczas zawiasy ciê¿kie onych d¼wierzy

 

wraz ze spi¿owym otwar³y siê d¼wiêkiem,

 

któren siê echem w powietrzu rozszerzy.

136

   Ani siê takim nie ozwa³a jêkiem

 

ska³a Tarpejska, kiedy z jej kamienia

 

skarb wydzierano gwa³tem wielorêkim.

139

   Jam za¶ na pierwsze siê obejrza³ grzmienia,

 

bo zda³o mi siê, ¿e s³yszê zmieszany

 

w hymnie Te Deum huk i s³odkie pienia.

142

   I jak w ko¶ciele, kiedy grzmi± organy,

 

raz siê ¶piew s³yszy, raz go huk on st³umi,

 

który powietrzem wstrz±sa rozedrgany,

145

   tak tu co chwila grzmot potê¿ny szumi.

<<<                                                                 >>>