Strona g³ównaGaleriaOpracowaniaLinki

 

DANTE ALIGHIERI - "BOSKA KOMEDIA"

przek³ad: Alina ¦widerska

 

Piek³o                Czy¶ciec                Raj

 

 

PIEK£O

 

PIE¦Ñ I

PIE¦Ñ II

PIE¦Ñ III

PIE¦Ñ IV

PIE¦Ñ V

PIE¦Ñ VI

PIE¦Ñ VII

PIE¦Ñ VIII

PIE¦Ñ IX

PIE¦Ñ X

PIE¦Ñ XI

PIE¦Ñ XII

PIE¦Ñ XIII

PIE¦Ñ XIV

PIE¦Ñ XV

PIE¦Ñ XVI

PIE¦Ñ XVII

PIE¦Ñ XVIII

PIE¦Ñ XIX

PIE¦Ñ XX

PIE¦Ñ XXI

PIE¦Ñ XXII

PIE¦Ñ XXIII

PIE¦Ñ XXIV

PIE¦Ñ XXV

PIE¦Ñ XXVI

PIE¦Ñ XXVII

PIE¦Ñ XXVIII

PIE¦Ñ XXIX

PIE¦Ñ XXX

PIE¦Ñ XXXI

PIE¦Ñ XXXII

PIE¦Ñ XXXIII

PIE¦Ñ XXXIV

               PIE¦Ñ XVII

 

Gerion. Lichwiarze. Lot do ósmego krêgu.

 

 
1

   - Otó¿ i potwór, co mury i ska³y

 

przebija ¿±d³em zatrutym ogona,

 

oto on, co ¶wiat zapowietrza ca³y.

4

   Tak mówi³ pan mój, a d³oñ wyci±gniona

 

skinie, aby siê do skalistej grudy

 

z powietrza bestia przybli¿y³a ona.

7

   Tenci za¶ szpetny sobowtór ob³udy

 

przyby³ i opar³ o brzeg pier¶ i g³owê,

 

lecz bi³ ogonem w pustkê, tak jak wprzódy.

10

   Mia³ rzetelnego cz³eka twarz, miodowe

 

u¶miechy pe³ne poczciwo¶ci znamion,

 

lecz resztê cia³a jak zwoje wê¿owe.

13

   Dwie ³apy mia³ ci w³ochate do ramion;

 

na piersi, plecach i bokach wielgachny

 

zwierz by³ w pstre cêtki i wêz³y poplamion.

16

   Ani barwniejszych p³ócien d³oñ Arachny

 

tka³a, ni znajdziesz we wschodnim narodzie

 

dywan wzorzysty za tysi±czne drachmy.

19

   A jak przy brzegu czasem stoj± ³odzie

 

do pó³ kad³uba w fali zanurzone,

 

lub jak siê bobry zaczaj± na wodzie

22

   w krajach niemieckich - zwierzê poskromione

 

sta³o oparte o brzeg ów z kamieni,

 

co wko³o piaski opasa³ spalone.

25

   Ogonem srogim wywija w przestrzeni,

 

pod siebie ¿±d³o chowaj±c zjadliwe,

 

co je, jak skorpion, wysuwa z pier¶cieni.

28

   Pan mój rzek³: - Trzeba teraz, by¶my krzywe

 

drogi obrali chc±c doj¶æ, gdzie to smocze

 

nasienie cielsko opar³o straszliwe.

31

   Prawe¶my tedy okr±¿yli zbocze

 

i z dziesiêæ kroków dalej, by za nami

 

zosta³o piasków p³omienne otoczê.

34

   A kiedy¶my siê zatrzymali sami,

 

naród przed sob± spostrzegam, co siedzi

 

nad pal±cymi zgarbiony piaskami.

37

   Za¶ mistrz: - By sta³o siê, ¿e krok twój zwiedzi

 

to ko³o do dna, bli¿ej pójd¼, a bêdzie

 

danym ci ujrzeæ, jak ów lud siê biedzi,

40

   jeno na d³ugiej nie baw tam gawêdzie;

 

ja za¶ tymczasem z onym siê stworzeniem

 

rozprawiê, co siê na grzbiet jego wsiêdzie.

43

   Sam jeden szed³em wiêc stromym grzebieniem

 

onego krêgu siódmego po skale,

 

¿em miêdzy naród smêtny wszed³ ze dr¿eniem.

46

   Z oczu im gorzkie wytryska³y ¿ale

 

i odtr±cali co chwila rêkoma

 

to piasków ¿ary, to mgie³ parne fale,

49

   a nie inaczej psy co bie¿± doma,

 

³ap± i pyskiem broni± siê, gdy dotnie

 

pche³ lub te¿ b±ków czereda ³akoma.

52

   Choæ onym w lica patrzê kilkakrotnie,

 

co na nich ogieñ pada bezlitosny,

 

nie poznam twarzy schylonych markotnie.

55

   Ka¿dy na szyi worek mia³ przeno¶ny,

 

znaki a barwy zdobion przeró¿nymi,

 

i weñ wlepiony trzyma³ wzrok uko¶ny.

58

   A kiedym szed³ tak patrz±c miêdzy nimi,

 

na ¿ó³tym polu widzê malowan±

 

niby lwa postaæ barwy b³êkitnymi.

61

   Inny sakiewkê mia³, jak krew rumian±,

 

na niej widnia³a gê¶ bia³a jak mleko.

 

Jeden, co na tle bia³ym mia³ udan±

64

   niebiesk± ¶winiê, rzek³ mi: - Tak daleko

 

sk±d¿e¶ siê tu wzi±³? Id¼ st±d, a gdyæ dano

 

¿yæ jeszcze, wiedz, ¿e gdy zeñ cia³o zwlek±,

67

   zasiêdzie przy mnie s±siad Vitaliano.

 

Ci s± z Florencji, mnie za¶, przeto i¿e

 

jam z Padwy, nie ma chwil, by nie wy¶miano,

70

   wo³aj±c: Przyjdzie pan, co twój nani¿e

 

miech na trzy rogi. - Tu jêzyk wysadzi,

 

a gêbê skrzywi jak wó³ co siê li¿e.

73

   Mnie za¶ z obawy, zali to nie wadzi

 

temu co rzek³, bym krótko bawi³ przecie,

 

wnet krok mój chybki nazad przyprowadzi.

76

   Pan mój tymczasem siedzia³ ju¿ na grzbiecie

 

dzikiego zwierza i rzek³: - Otó¿ gody!

 

Smia³y i silny b±d¼! W tym dziwnym ¶wiecie

79

   takimi teraz trza wêdrowaæ schody!

 

Siadaj przede mn±, zaczym ciê ustrzeg±

 

rêce me, by ci chwost nie czyni³ szkody.

82

   Jako ten, co ju¿ nachodzi na niego

 

paroksyzm febry, paznokcie ma sine,

 

dr¿y na sam widok miejsca cienistego,

85

   takim siê sta³em ja w on± godzinê,

 

lecz wstyd mi by³o, s³ysz±c te zachêty

 

s³owa krzepi±ce miê niby dziecinê.

88

   Usadowi³em siê pomiêdzy skrêty

 

cielska, i rzec chcê: - Obejmij miê, panie,

 

ale miê zawiód³ g³os w gardle ¶ci¶niêty.

91

   Lecz on, co wodzi³ miê ju¿ nad otch³anie,

 

sam to uczyni³ i przede mn± d³onie

 

splót³, podtrzymuj±c przez tkliwe staranie.

94

   Potem rzek³: - W drogê teraz, Geryjonie,

 

szerokim lotem, z wolna, nikt nie zgani!

 

Pomnij, ³adunek nowy masz w ochronie.

97

   Jako ów statek co rusza z przystani

 

zrazu siê cofa, tak i ten zawraca;

 

gdy siê za¶ poczu³ nad pe³ni± otch³ani,

100

   tam kêdy g³owê mia³, ogon obraca

 

i tak wyprê¿y jak cia³o wêgorze,

 

za¶, pod siê garn±c wiatr, ramiona skraca.

103

   Nie wiêkszy by³ lêk Faetona mo¿e,

 

gdy pró¿no lejce uchwyciæ siê stara,

 

jak to do dzi¶ znaæ na niebieskim dworze,

106

   niemniejsz± trwoga nêdznego Ikara,

 

gdy poczu³, ¿e mu z topniej±cym woskiem

 

odpada z ramion lotnych skrzyde³ para,

109

   ni¿eli moje w ¶wiecie tym nieboskim,

 

kiedym w powietrzu i nic dooko³a

 

nie widzê, poza wierzchowcem czartowskim.

112

   Ten za¶ ¿eglowa³ z wolna czyni±c ko³a

 

i wci±¿ opada³, ale nie znaæ tego,

 

jeno ¿e z do³u wiatr bije do czo³a.

115

   Ju¿ z prawej strony, huku straszliwego

 

wód s³yszê grzmoty i wychylam g³owê

 

próbuj±c, co za¶ oczy me dostrzeg±.

118

   Ognie mi b³ys³y i p³acze echowe

 

w s³uch uderzy³y, i¿ znów lêk ogarnie,

 

i dr¿±c siê wtulam w objêcia mistrzowe.

121

   Wtedy pozna³em, jaki kr±g zagarnie

 

lot bestii, czegom wprzód nie zauwa¿y³:

 

bo coraz nowe wschodz± nam mêczarnie.

124

   A jako sokó³, co siê d³ugo wa¿y³

 

na skrzyd³ach, ale nie u³owi³ spy¿y,

 

wiêc choæ g³os pana jeszcze doñ nie gwarzy³,

127

   z wolna opuszcza siê, sk±d wzbi³ siê chy¿y

 

i zataczaj±c ko³a raz po razu,

 

gniewnie wzgardliwy do pana siê zni¿y,

130

   takci nas Gerion z³o¿y³ u stóp g³azu

 

stromego, po czym, gdy nas chroni ska³a,

 

ciê¿aru zbywszy odbi³ siê od razu,

133

   jak od ciêciwy wypuszczona strza³a.

<<<                                                                 >>>