1 |
¦piewa³a ci±gle niby rozkochana |
|
Niewiasta, wreszcie skoñczy³a w te s³owa: |
|
„Szczê¶liwi, których wina jest zmazana". |
4 |
Jak nimfy, kêdy cienista d±browa |
|
Splata ga³êzie, snuj± siê po gaju, |
|
Ta szuka s³oñca, ta siê przed nim chowa, |
7 |
Tak przesz³a w górê pr±du; ja na skraju |
|
Fali, co moje hamowa³a chêci, |
|
Równym z ni± krokiem szed³em wzd³u¿ ruczaju. |
10 |
Jeszczem nie zrobi³ kroków piêædziesiêci, |
|
Kiedy siê rzeka w ³uk odginaæ zacznie |
|
I równo swoje oba brzegi skrêci. |
13 |
Za skrêtem dalej uszli¶my nieznacznie, |
|
Gdy ona ku mnie swe poda³a lice; |
|
„Mój bracie — rzek³a — patrz i s³uchaj bacznie". |
16 |
A wtem od jednej po drug± granicê |
|
Ogromna jasno¶æ za¶wieci³a w lesie, |
|
Przypominaj±c sob± b³yskawicê. |
19 |
Ale gdy piorun, jak wypad³, tak rwie siê, |
|
Tu za¶ blask ci±gle wzrasta³ miêdzy drzewy, |
|
My¶la³em w sobie: „Co te¿ dziw przyniesie?" |
22 |
I oto s³odkie rozebrzmia³y ¶piewy |
|
W jasnym powietrzu; zatem roz¿alony |
|
Przypomina³em przeniewierstwo Ewy, |
25 |
Bo gdzie s³ucha³a ziemia i regiony |
|
Niebios, tam jedna, zaledwie z r±k Pana |
|
Wysz³a podwika, nie znios³a zas³ony. |
28 |
Gdyby ¶cierpia³a j±, skromnie poddana, |
|
Dawniej i d³u¿ej by³aby udzia³em |
|
Moim ta rozkosz niewypowiedziana. |
31 |
Gdy tak po¶rodku pierwocin st±pa³em |
|
Wiecznej uciechy, pr꿱c zmys³ów stra¿e, |
|
I jeszcze wiêkszych cudów wygl±da³em, |
34 |
Nagle przed nami zab³ys³o w po¿arze |
|
Wszystko powietrze pod ga³êzi majem |
|
I rozró¿ni³em pie¶ñ w tonów pogwarze. |
37 |
„O ¶wiête Panny, je¶li ja zwyczajem |
|
Dla was niewczasy i ch³ody, i g³ody |
|
Cierpia³em, wy miê dzi¶ nagród¼cie wzajem. |
40 |
Niech mi Helikon s±czy swoje wody, |
|
A¿ siê me my¶li trudne w rym ubior±; |
|
Niech miê Uranii wespr± korowody". |
43 |
Ujrza³em niby Drzew Z³otych Siedmioro, |
|
Które sunê³y k'nam od ¶wiêtych w³o¶ci, |
|
Niedobadane w swym kszta³cie; a¿ skoro |
46 |
Tak blisko owe podesz³y jasno¶ci, |
|
¯e ich zewnêtrzna postaæ nie trwoni³a |
|
¯adnej ze swoich widzialnych w³asno¶ci, |
49 |
Cz³owieczej duszy rozpoznawcza si³a |
|
Drzewa ¶wiecami, a pie¶ñ z d¼wiêków mêtu |
|
Nagle wyra¼nie „Hosann±" wykry³a. |
52 |
£una sz³a gór± od piêknego sprzêtu, |
|
A oto ¶wiat³a ¶wiec jaskrawiej p³on± |
|
Ni¿ ksiê¿yc w pe³ni po¶ród firmamentu. |
55 |
Ja wzrok niepewny posy³a³em stron± |
|
Do Wergiliusza, ale on odprawi |
|
Moje zdumienie ¼renic± zdumion±. |
58 |
Wiêc ku widziad³u wzrok podam ciekawiej, |
|
Które siê nios³o krokiem tak niesporem, |
|
¯e panny m³ode nie st±paj± ¿wawiej. |
61 |
Widz±c, ¿e oczy wodzê za splendorem, |
|
Rzek³a: „Przecz wzrok twój w ¿ywym ¶wietle tonie, |
|
A nie dba o to, co mknie jego torem?" |
64 |
Lud obaczy³em id±cy przez b³onie |
|
Jak za wodzami, ustrojony bia³o; |
|
Równej bia³o¶ci nie ma w ziemskiej stronie. |
67 |
Zwierciad³o wodne ¶wiat³em migota³o, |
|
U stóp mych le¿±c od lewego boku, |
|
I lew± mojê stronê odbija³o. |
70 |
Kiedym post±pi³ na sam brzeg potoku, |
|
Co odgranicza³ owe ¶wiête szyki, |
|
By lepiej widzieæ, zatrzyma³em kroku. |
73 |
Naprzód siê nios³y ogniste p³omyki |
|
I smug za ka¿dym snu³ siê malowany, |
|
I wygl±da³y niby proporczyki, |
76 |
Z których w powietrzu sklepi³ siê ¶wietlany |
|
£uk barwy, k³ad±c tak jedn± po drugiej, |
|
Jak têcza s³oñca lub obrêcz Dyjany. |
79 |
W ty³ siê ci±gnê³y kolorowe smugi |
|
Dalej, ni¿ wzrok je zgoni³ po przestrzeni; |
|
Ca³y ten szyk by³ dziesiêæ kroków d³ugi. |
82 |
Pod baldachimem têczowych p³omieni |
|
Dwudziestu Czterech Starców sz³o parami, |
|
Wszyscy w liliowe wieñce ustrojeni. |
85 |
„B³ogos³awiona¶ miêdzy niewiastami — |
|
¦piewali wszyscy — b³ogos³awione |
|
Niech bêdzie cudo twych wdziêków nad nami!" |
88 |
Tak szli przez kwiaty i zió³ka zielone, |
|
Tu¿ naprzeciwko, nad samym ruczajem, |
|
Czyni±c za sob± wolne i przestrone |
91 |
Pole. Jak gwiazdy po zachodzie, skrajem |
|
Wody kolejno Zwierz±t wzesz³o Czworo, |
|
Wszystkie ga³±zek uwieñczone majem. |
94 |
Na ka¿dym by³o po skrzyde³ sze¶cioro, |
|
Wszystko oczastych; w tysi±c oczu zbrojny |
|
Argus tak± mia³ postaæ wielozor±. |
97 |
Czasu nie staje ten ich wygl±d strojny |
|
Opisaæ w pe³ni; w rzecz wa¿niejsz± godzê, |
|
Wiêc tutaj w s³owa nie mogê byæ hojny. |
100 |
Ezechijela widzeniem nagrodzê |
|
W jego wspania³ej ksiêdze opisanem: |
|
Jako z pó³nocy w wichrze i po¿odze |
103 |
Widzia³ niesione ognistym rydwanem. |
|
Z nim zgodny skrzyde³ kszta³t i ornamenty, |
|
Lecz liczbê zgodn± mam ze ¶wiêtym Janem. |
106 |
Po¶rodku, miêdzy Czterema Zwierzêty, |
|
Wóz tryumfalny dwukólny pomyka³, |
|
Do szyi Gryfa misternie przypiêty. |
109 |
Gryf po trzy smugi skrzyd³ami przenika³, |
|
Sam za¶ pod nimi bra³ miejsce ¶rodkowe: |
|
Do nieba siêga³, ale barw nie tyka³. |
112 |
Cudny twór z³ot± mia³ szyjê i g³owê, |
|
A reszta cia³a by³a barwy mlecznej, |
|
Z któr± siê zla³y barwy purpurowe. |
115 |
Na takim wozie ni Scypion waleczny, |
|
Ni August zacny wje¿d¿a³ do stolicy; |
|
Równego nie mia³ Faeton s³oneczny, |
118 |
Co z zodiakowej wyrwa³ siê granicy, |
|
A¿ zaklêciami ziemi ub³agany |
|
Jowisz go spali³ w s±du tajemnicy. |
121 |
Po prawej stronie wiod³y skoczne tany |
|
Trzy M³ódki; jednej barwa purpurowa, |
|
W której nie by³o od ognia odmiany; |
124 |
Drugiej tancerki cielesna osnowa |
|
Jakby szmaragdu urobiona wzorem; |
|
Trzeciej tak bia³a jak ¶nie¿na ponowa. |
127 |
Raz bia³a wiod³a rej, to znów kolorem |
|
Szkar³atnym znaczna; w takt jej Tanecznice |
|
Pl±sa³y krokiem to wolnym, to sporem. |
130 |
Z lewej tañczy³y Cztery przy muzyce |
|
Pie¶ni, w naj¿ywszym gorej±c szkar³acie; |
|
Te trójoczast± mia³y przodownicê. |
133 |
Za tym orszakiem, jak go tu czytacie, |
|
Szli Dwaj Starcowie ró¿nego ubioru, |
|
Lecz równi sobie w ruchów majestacie. |
136 |
Jeden siê uczniem wydawa³ ze zboru |
|
Hipokratesa, co by³ od natury |
|
Zes³any dla jej najmilszego tworu. |
139 |
Odmiennej trosce ¶wiadczy³ starzec wtóry, |
|
Dzier¿±c miecz ostry, blaskami pogromny: |
|
Sam jego widok sprawia³ mi tortury. |
142 |
Za nimi Czterech sz³o postawy skromnej; |
|
Na koñcu Starzec pochylony laty, |
|
¦pi±cy, wpatrzony w jaki¶ wid ogromny. |
145 |
Wszyscy siedmioro mieli równe szaty |
|
Z pierwsz± gromadk±, a skronie ubrali |
|
Nie jako tamci, w lilijowe kwiaty, |
148 |
Lecz w kwiecie barw± ró¿y i korali; |
|
Kto by pogl±da³ z nieco dalszej mety, |
|
Rzek³by, ¿e ogniem ich czo³o siê pali. |
151 |
Gdy rydwan wreszcie przyby³ na brzeg Lety, |
|
Grom us³ysza³em i wraz piêkne mary, |
|
Jakby komend± zatrzymane czety, |
154 |
Z przodowniczymi stanê³y sztandary. |