Strona g³ównaGaleriaOpracowaniaLinki

 

DANTE ALIGHIERI - "BOSKA KOMEDIA"

przek³ad: Edward Porêbowicz

 

Piek³o                Czy¶ciec                Raj

 

 

CZY¦CIEC

 

PIE¦Ñ I

PIE¦Ñ II

PIE¦Ñ III

PIE¦Ñ IV

PIE¦Ñ V

PIE¦Ñ VI

PIE¦Ñ VII

PIE¦Ñ VIII

PIE¦Ñ IX

PIE¦Ñ X

PIE¦Ñ XI

PIE¦Ñ XII

PIE¦Ñ XIII

PIE¦Ñ XIV

PIE¦Ñ XV

PIE¦Ñ XVI

PIE¦Ñ XVII

PIE¦Ñ XVIII

PIE¦Ñ XIX

PIE¦Ñ XX

PIE¦Ñ XXI

PIE¦Ñ XXII

PIE¦Ñ XXIII

PIE¦Ñ XXIV

PIE¦Ñ XXV

PIE¦Ñ XXVI

PIE¦Ñ XXVII

PIE¦Ñ XXVIII

PIE¦Ñ XXIX

PIE¦Ñ XXX

PIE¦Ñ XXXI

PIE¦Ñ XXXII

PIE¦Ñ XXXIII

               PIE¦Ñ IV

 

W±sk± ¶cie¿k± poeci przedostaj± siê na wzniesieni, gdzie Wergili okre¶la Dantemu po³o¿enie czy¶æca w stosunku do s³oñca. Przebywaj± tu dusze, które na ziemi zwleka³y z pokut±, a w¶ród nich florentczyk Belacqua.

 

 
1

   Gdy moc rozkoszy albo moc bole¶ci

 

Jednê z w³adz naszej istoty poch³onie,

 

Duch nasz w niej jednej tak siê ca³y stre¶ci,

4

   ¯e innym w³adzom nie da postaæ w ³onie:

 

Przeciw b³êdowi to wiedz, co orzeka,

 

¯e w nas nad jedn± druga dusza p³onie.

7

   Gdy siê wiêc na co sk³oni zmys³ cz³owieka,

 

To duszê w takie zapatrzenie wtr±ca,

 

I¿ nie spostrzega, jak jej czas ucieka.

10

   Bo insza jest w niej moc spostrzegaj±ca,

 

A insza, która ¼ród³em jest pojêciu:

 

Tamta spêtana, ta wolno chodz±ca.

13

   Tego-m ja dozna³ w moim duchowziêciu:

 

Gdym zmys³y topi³ w urodnej istocie,

 

S³oñce dobieg³o stopni piêædziesiêciu,

16

   A my¶my zaszli, gdzie w g³osów jednocie

 

Wo³a³a do nas owa ¶wiêta trzoda:

 

„Tutaj odpowied¼ jest waszej têsknocie".

19

   Szersze czêstokroæ wrotka od ogroda

 

Rosochatymi cierniami przepina

 

Kmieæ w porze, kiedy dojrzewa jagoda,

22

   Ni¿eli by³a ciasnota komina,

 

Którêdy z Wodzem wszed³em samowtóry,

 

Skoro nas duchów odesz³a dru¿yna.

25

   Wej¶æ na San Leo, zej¶æ z Nolijskiej góry

 

I Bismantowy mo¿na doj¶æ grzebienia,

 

Lecz tu potrzeba chyba lecieæ pióry,

28

   Chcê rzec: na skrzyd³ach po¿±dnych pragnienia,

 

I byæ wiedziony takim drogowskazem,

 

Co krzepi mocy i rozprasza cienia.

31

   Szli¶my wiêc na skro¶ roz³upanym g³azem,

 

Tak ¿e nam z obu stron uciska³ boki:

 

R±k i nóg by³o trzeba u¿yæ razem.

34

   Gdy¶my wype³zli na krawêd¼ opoki

 

I na odkryt± natrafili ¶cianê,

 

„Gdzie¿ teraz — pytam — obrócimy kroki?"

37

   „W górê wprost pnij siê przez bramy z³upane;

 

Krok od mych ¶ladów niech siê nie odrywa,

 

A¿ przewodnika bieg³ego dostanê".

40

   Szczytu ¼renica nie dobieg³a ¿ywa

 

I stromszy by³ spad granitowej bry³y

 

Ni¿ na promieniu kwadrantu ciêciwa.

43

   Zgnêbiony by³em, mówi±c: „Ojcze mi³y,

 

Obróæ siê ku mnie i spójrz, jak siê nu¿ê,

 

Stañ lub do reszty opuszcz± miê si³y".

46

   „Synu mój — odpar³ — pod¼wignij siê, dru¿e!"

 

I ukazywa³ kamieñ w kszta³cie proga,

 

Sk±d ¶cie¿ka wê¿em wi³a siê po górze.

49

   Tak dzielna by³a jego s³ów ostroga,

 

¯em laz³ na raczkach w górê pracowicie,

 

A¿ na tê krêt± peræ trafi³a noga.

52

   Tame¶my oba usiedli na szczycie,

 

Oczy utkwiwszy we wschód, bo przyjemnie

 

Pogl±daæ cz³eku na trudów przebycie.

55

   Naprzód spojrza³em na doliny ciemnie,

 

Potem w wóz s³oñca; dziwno mi siê zda³o,

 

¯e z lewej strony blask uderza³ we mnie.

58

   Kiedy Wódz ujrza³ twarz m± os³upia³±

 

I wzrok snuj±cy siê po s³oñca szlaku,

 

Co miêdzy nami a pó³noc± sta³o,

61

   Rzek³: „Gdyby Kastor i Polluks w orszaku

 

Znajdowali siê onego zwierciad³a,

 

Co w dwu pó³sferach chodzi po zodiaku,

64

   Bli¿ej by jeszcze Nied¼wiedzicy k³ad³a

 

Wstêga Zwierzyñca p³omienn± obro¿ê,

 

Chybaby ze swej kolei wypad³a.

67

   Chceszli zrozumieæ, jak to dziaæ siê mo¿e,

 

Wyobra¼ sobie ów Syjon padolny,

 

Wyszykowany ku niniejszej górze

70

   Tak, ¿e horyzont posiadaj± wspólny

 

W ró¿nych pó³sferach; wiêc tor, gdzie swe konie

 

¬le poprowadzi³ Faeton swawolny,

73

   W jednym kierunku bie¿y po tej stronie,

 

A za¶, rachub± ju¿ rozwi±¿esz w³asn±,

 

W odwrotnym po tej, co ma szczyt w Syjonie".

76

   „Zaiste — rzek³em — nigdy-m ja tak jasno

 

Nie widzia³ ni tak w pewno¶æ by³ bogatym

 

Tam, gdziem ju¿ mniema³, ¿e mi oczy gasn±.

79

   ¦ródkole krêgu najwy¿szego zatem,

 

Które mêdrcowie równikiem nazwali,

 

I¿ miêdzy zim± toczy siê a latem,

82

   Tu ku pó³nocy wybiega nie dalej

 

Ni¿ tam u ¯ydów na drugiej pó³sferze

 

Ku po³udniowi, co siê wiecznie pali.

85

   A teraz proszê, by¶ mi wyzna³ szczerze:

 

Daleko¿ tak i¶æ? Peræ, co nas prowadzi,

 

Strzela wysoko, ¿e okiem nie zmierzê".

88

   A on: „Tê górê takie prawo ³adzi,

 

¯e zrazu przykro po jej wysoczy¼nie,

 

Ale im wy¿ej, tym siê idzie g³adziej.

91

   Kiedy wybiegniesz w takie sfery wy¿nie,

 

I¿ czuæ przestaniesz, ¿e ciê droga nu¿y,

 

I bêdziesz jak ³ód¼, co siê z pr±dem ¶li¼nie,

94

   Natenczas koniec obaczysz podró¿y;

 

Tam odpoczynek znajd± twoje trudy:

 

A to wiedz pewnie i nie pytaj d³u¿ej".

97

   Tak± zachêt± pokrzepi³ mej nudy,

 

A wtem g³os jaki¶ tu¿ blisko zawo³a:

 

„Mo¿e ci bêdzie trzeba usie¶æ wprzódy!"

100

   Na d¼wiêk tej mowy zwracali¶my czo³a

 

I w lewo biegli oczyma do ska³y,

 

Co¶my jej przedtem nie spostrzegli zgo³a.

103

   Podejdziem bli¿ej. Osoby tam sta³y

 

W cieñ zasuniête, co pada³ od ¶ciany,

 

Jako zwyk³ stawaæ cz³owiek opiesza³y.

106

   Jeden duch jakby trudem pokonany

 

Siedzia³, u kolan wi±za³ ramion sploty,

 

A lica ukry³ pomiêdzy kolany.

109

   Wiêc ja do Mistrza: „O Panie mój z³oty,

 

Spojrzyj na tego, co siedzi w nieruchu,

 

Jakby by³ bratem rodnym bezochoty".

112

   Ockn±³ siê, g³os nasz przyj±wszy do s³uchu,

 

Siedz±cy, okiem spode ³ba w nas godzi³,

 

Po czym rzek³: „Id¼ sam, gdy¶ dzielny, mój zuchu!"

115

   Pozna³em wtedy, kto by³; ni przeszkodzi³

 

Dech przy¶pieszony z ciê¿kiego zmêczenia,

 

¯em zatem z wolna ku niemu podchodzi³.

118

   A kiedym podszed³, g³owê od niechcenia

 

Podniós³ i mrukn±³: „Widzia³e¶ s³oneczny

 

Wóz podchodz±cy z lewego ramienia?"

121

   Te sk±pe s³owa i ten gest stateczny

 

Chwyciwszy, usta rozwar³em w u¶miechu.

 

„Belacqua — rzek³em —ju¿e¶ ty bezpieczny!

124

   Lecz czemu ¶lêczysz tu w takim nie¶piechu?

 

Czy przewodnika czekasz? Czyli mo¿e

 

Znów jeste¶ w dawnym zanurzony grzechu?"

127

   „Bracie, i có¿ mi w górê i¶æ pomo¿e,

 

Gdy zacz±æ nie da czy¶æcowej katusze

 

Ptak, co u bramy pe³ni stra¿y bo¿e?

130

   Tylekroæ s³oñca obrót widzieæ muszê

 

Poza t± furt±, ilem ¿y³ na ¶wiecie,

 

¯em siê oci±ga³ w szczerej westchn±æ skrusze.

133

   Chyba ¿e tam siê modlitw± wesprzecie,

 

Je¶li z serc w ³asce ¿yj±cych wynika,

 

Bo inna w niebie nic nie wa¿y przecie".

136

   Wódz ju¿ odchodzi³. „Po¶piesz! Po³udnika —

 

Mówi³ —ju¿ siêga s³oñce, kr±¿±c w toku,

 

A noc, po skraju morza id±c, tyka

139

   Czarn± sw± stop± wybrze¿y Maroku".

<<<                                                                 >>>