Strona g³ównaGaleriaOpracowaniaLinki

 

DANTE ALIGHIERI - "BOSKA KOMEDIA"

przek³ad: Edward Porêbowicz

 

Piek³o                Czy¶ciec                Raj

 

 

PIEK£O

 

PIE¦Ñ I

PIE¦Ñ II

PIE¦Ñ III

PIE¦Ñ IV

PIE¦Ñ V

PIE¦Ñ VI

PIE¦Ñ VII

PIE¦Ñ VIII

PIE¦Ñ IX

PIE¦Ñ X

PIE¦Ñ XI

PIE¦Ñ XII

PIE¦Ñ XIII

PIE¦Ñ XIV

PIE¦Ñ XV

PIE¦Ñ XVI

PIE¦Ñ XVII

PIE¦Ñ XVIII

PIE¦Ñ XIX

PIE¦Ñ XX

PIE¦Ñ XXI

PIE¦Ñ XXII

PIE¦Ñ XXIII

PIE¦Ñ XXIV

PIE¦Ñ XXV

PIE¦Ñ XXVI

PIE¦Ñ XXVII

PIE¦Ñ XXVIII

PIE¦Ñ XXIX

PIE¦Ñ XXX

PIE¦Ñ XXXI

PIE¦Ñ XXXII

PIE¦Ñ XXXIII

PIE¦Ñ XXXIV

               PIE¦Ñ XXII

 

Wêdruj±c krawêdziami jaru, poeci obserwuj± w dole oszustów, a miêdzy nimi Ciampolo z Nawarry, który opowiada swoje losy, a tak¿e brata Gomitê i Michela Zanche.

 

 
1

   Widzia³em w ¿yciu wojowników roty

 

Na bój id±ce; widzia³em ataki

 

Hufców, przegl±dy wojska i odwroty;

4

   Widzia³em na harc wodzone rumaki,

 

Aretynowie, i rycerskie gony,

 

W turniejach kopie kruszone i znaki,

7

   Podczas gdy tr±by hucza³y i dzwony,

 

I bêbny, i twierdz wo³aj±ce stra¿e,

 

I has³a swojskie albo z cudzej strony —

10

   Nigdym nie widzia³ przy takiej fujarze

 

Wymarszu pieszych ni jezdnych, ni floty,

 

Gdy siê jej has³o do drogi uka¿e.

13

   Szli¶my ¶ród biesów dziesiêciorga roty,

 

Straszna kompania!... Ale có¿? W ko¶ciele

 

Siedzisz przy ¶wiêtych, w karczmie ¶ród ho³oty.

16

   Ja wszystk± baczno¶æ na wrz±tku zestrzelê,

 

By lud ogarn±æ w tê fosê wch³oniêty

 

I w smole straszne bior±cy k±piele.

19

   Jako delfiny, kiedy grzbiet wygiêty

 

Z podmorskiej fali jawi± marynarzom

 

Na znak, aby siê chronili z okrêty,

22

   Tak ci, by ul¿yæ m±k, w których siê pra¿±,

 

Coraz to plusn±, skryj± siê i znowu

 

Grzbiet szybko, jak b³ysk piorunu, uka¿±.

25

   Albo jak ¿aby w ka³u¿y, gdy z rowu

 

Nad wodê pyszczki pr꿱 za oddechem,

 

A kryj± nogi i resztê tu³owu,

28

   Tak wysterczali ci skalani grzechem;

 

Ale gdzie Kud³acz przejdzie, zaraz sami

 

We wrz±tku ton±, zmykaj±c z po¶piechem.

31

   Wtem, na wspomnienie jeszcze serce drga mi,

 

Jeden siê spó¼ni³, jak ¿aba w bagnisko

 

Gdy nie uskoczy za towarzyszkami.

34

   Lecz Ostry Pazur, który sta³ tu blisko,

 

¦mign±³, za zlep³y w³os hakiem do góry

 

Podniós³, jak wydrê obmok³± i ¶lisk±.

37

   Z imienia zna³em ju¿ diabelskie ciury,

 

Bo werbowanych znaczy³em w pamiêci

 

I uwa¿a³em, jak siê wabi³ który.

40

   „Hej, Opêtañcze, nie szczêd¼ mu dziesiêci

 

Szponów i nadrzej no porz±dnie ³yka!" —

 

Tak jednym g³osem wo³ali przeklêci.

43

   „Mistrzu — do mego rzekê Przewodnika —

 

Spytaj, gdy wolno, o imiê maszkary,

 

Któr± tak wrogo czerñ oprawia dzika".

46

   Wiêc Wódz natychmiast przyst±pi³ do mary

 

I pyta³, co zacz, a duch krzykn±³ z do³u:

 

„Urodzi³em siê w królestwie Nawarry;

49

   Matka miê moja u dworskiego sto³u

 

S³u¿yæ odda³a, zrodziwszy z hultaja,

 

Co strwoni³ mienie z ¿ywotem pospo³u.

52

   Dobry król Tybalt ³askaw mi jest, a ja

 

Wnet szalbierstwami ¿ywot swój zachwaszczê,

 

Za które w smole teraz duch siê kaja".

55

   Tu diabe³, co mia³ uzbrojon± paszczê

 

W parê stercz±cych k³ów, jak dzikie knury,

 

Zaraz mu jednym da³ poczuæ, jak g³aszcze.

58

   Popad³a biedna mysz w kocie pazury!

 

Lecz Kud³acz, ducha obj±wszy ramiony,

 

Rzek³: „Póki dzier¿ê, wara mu od skóry!"

61

   Potem do Mistrza pyskiem obrócony:

 

„Pytaj, co jeszcze chcesz wiedzieæ — powiada —

 

Nim go rozerw± tamci swymi szpony".

64

   Wiêc Wódz zagadn±³: „¦ród topielców stada

 

Jest tu z ³aciñskiej w³o¶ci ziomek jaki?"

 

Duch na to: „Krajów ³aciñskich s±siada

67

   Jeno com widzia³ w g³êbi smolnej m³aki;

 

Bogdajbym przy nim warem siê napawa³,

 

Nie straszy³by miê pazur i bosaki".

70

   A £asy: „Do¶æ-em cierpliwie wystawa³".

 

I, wysun±wszy nagle harpun chwytki,

 

Z ramienia miêsa mu odszarpn±³ kawa³.

73

   Smoczy Pysk znowu wid³ami do ³ydki

 

Rwa³ siê, dziesiêtnik jednak skoczy³ ¿wawy

 

I dooko³a wzrok zatoczy³ brzydki.

76

   Gdy uciszyli nieco wielkiej wrzawy,

 

Tego, co ranê sw± ogl±da³, spyta

 

Mój dobry Piastun, niemieszkaj±c sprawy:

79

   „Kto owa dusza, tak dobrze ukryta,

 

Co¶ j± porzuci³, i z lichej porady?"

 

Odpowie widmo: „Jest to brat Gomita,

82

   Z Gallury rodem, naczynie wszej zdrady,

 

Który mia³ wrogów swego pana w saku,

 

A tak ich u¿y³, ¿e ka¿dy mu rady.

85

   Bra³ od nich dziêgi, wypuszcza³ bez braku;

 

W innych urzêdach zdzierstw pope³ni³ sporo;

 

S³owem, by³ bo ³otr wysokiego znaku.

88

   Z nim siedzi Micha³ Zanche z Logodoro;

 

Tam o Sardynii gawêdz± do syta:

 

Skoro raz zaczn±, koñczyæ im nieskoro.

91

   Aj, tamten, s³yszê, k³ami na mnie zgrzyta!

 

Rzek³bym co¶ jeszcze, alem pe³en strachu,

 

¯e mi siê zêbem g³owizny dopyta!"

94

   Wiêc na Szaleja, co go trzyma³ w szachu

 

I bia³kiem toczy³, staj±c jak do sztyku,

 

Dziesiêtnik wrzasn±³: „Precz, z³o¶liwy ptachu!"

97

   „Gdy¶ rad us³yszeæ co¶ o Toskañczyku

 

Albo Lombardzie — rzek³ duch zastraszony —

 

Zaraz ci przy¶lê; jest ich tam bez liku.

100

   Lecz niech siê nieco odsun± Z³e Szpony,

 

Bo tamci wyjrzeæ nie ¶mi±, w strachu kary;

 

Ja, tu pod ska³± sobie przyczajony,

103

   Za mnie jednego zwabiê ca³e chmary,

 

Gdy tylko ¶wisnê, co u nas jest znakiem,

 

¯e wolno g³owê wy¶cibiæ nad wary".

106

   Psia Morda, s³owem oburzony takiem,

 

£bem zacz±³ kiwaæ, uniós³szy paszczêki:

 

„Patrzcie, co zmy¶li³, aby uj¶æ przed hakiem!"

109

   A on, co w g³owie nosi³ kruczków pêki,

 

Powiada na to: „Ha, dowcipnie wcale,

 

¯e towarzyszy dam na wiêksze mêki!"

112

   Wi³a na przekór krzykn±³: „Doskonale!

 

Spróbuj no czmychn±æ, omyliwszy warty,

 

Ja w zak³ad idê: nie zgoniê we cwale,

115

   Lecz w locie ponad smo³± rozpostarty

 

Dopêdzê; pójd¼ tu i stañ za urwiskiem,

 

Obaczym, czy¶ co wiêcej od nas warty".

118

   Nowym, s³uchaczu, zdziwiê ciê igrzyskiem.

 

Wszyscy siê biesi ty³em obrócili,

 

A on najpierwszy, Psia Morda nazwiskiem.

121

   Chytry Nawarczyk dobra³ sobie chwili,

 

Odbi³ siê piêt± na urwiska spadku,

 

Szusn±³, a diabli zabawê pokpili.

124

   Na brzegu stali, markotni z wypadku,

 

Ale najbardziej ów pokpiwca sprawy;

 

Prêdko siê porwa³, krzykn±³: „Mam ciê, bratku!",

127

   Lecz nadaremnie, strach by³ bardziej ¿wawy;

 

Spad³ potêpieniec w smo³ê i da³ nura,

 

A szatan wraca³, pr꿱c skrzyde³ stawy.

130

   Tak sokó³, kiedy poluje kaczora,

 

Ju¿, ju¿ go siêga, gdy ten w wodzie znika,

 

A sokó³ wraca, opu¶ciwszy pióra.

133

   W¶ciek³y, lecz i rad z tej psoty grzesznika,

 

Powstrzyma³ druha w locie T³umirosa,

 

Bo u¶miecha³a mu siê bijatyka.

136

   Wiêc kiedy oszust czmychn±³ im sprzed nosa,

 

Wbi³ w towarzysza szponiaste ostrogi

 

I zwis³, gdzie wrz±tkiem parowa³a fosa.

139

   Ale i ów by³ raróg nad rarogi,

 

Wiêc pazurami zadzier¿y³ go krzepko,

 

A¿ razem wpad³y w war zaciête wrogi.

142

   War zapa¶nikom prêdk± by³ rozczepk±,

 

Ale nie mogli wygrzebaæ siê z m³aki,

 

Bo skrzyd³a smo³± klei³y siê lepk±.

145

   Kud³acza skwasi³ k³ótni obrót taki;

 

Pchn±³ czterech lotem na drugi brzeg jaru,

 

Wszystkim kazawszy wzi±æ wid³y i haki.

148

   W ró¿nych zlecieli miejscach i z wiszaru

 

Wid³y podaj±c, przybyli ratunkiem

 

Diab³om, wpieczonym ju¿ w skorupê waru.

151

   I zostawili¶my ich z tym frasunkiem.

<<<                                                                 >>>